środa, 22 lutego 2012

Powitać!

Nie dość, że mamy Nowy Rok (przestępny), to jeszcze nowy semestr, a i nowy miesiąc się zbliża. Wszystko nowe, tylko Kaim ten sam. Właściwie nie, Kaim też jest nowy. A raczej, odnowiony.

W obecnej chwili mogę jedynie powiedzieć, że wyrwałam się z prawie dwumiesięcznego letargu w stylu "nie-chce-mi-się-nic-konkretnego-więc-na-razie-koniec-z-blogiem" i od razu mogę się pochwalić uzyskaniem osi czasu na fejsie. Niestety, niespecjalnie mnie to uszczęśliwiło, wręcz przeciwnie - jakaż była moja czarna rozpacz, kiedy Wujek Google odpowiedział mi na to kluczowe pytanie: "Jak wyłączyć oś czasu na facebooku?" jednym, prostym zdaniem: "Nie da się.". Starsi mówią, że da się przyzwyczaić... No dobra, nie będę rozpaczać.

Wypadałoby zacząć ogarniać, co się będzie ze mną dziać przez najbliższy miesiąc. Na pewno będę pić Kawę ze swojego bajeranckiego i hipsterskiego (LOL) kubka z wrocławskiego Starbucksa. W końcu lans to lans.
Będę czytać dużo książek, bo czytanie to strasznie fajna sprawa. Pewnie będę musiała się nawstawać i najeździć do Cwelic, bo jakżeby inaczej - ale co to za problem? Już niewiele czasu zostało. I pewnie nie raz za tymi Cwelicami zatęsknię.

Czy macie świadomość tego, że w momencie pisania tych pierdół umiera Rysiek z Klanu? Śmierć Hanki przegapiłam. W gruncie rzeczy to nawet nie oglądałam... "Na dobre i na złe"? "M jak miłość"? "Złotopolscy"? Nie mam pojęcia w jakim serialu Hanka uderzyła w kartony. Ważne, że uderzyła w ogóle.

Odkryłam, że jednak dużo się zmieniło od ostatniego wpisu. Nawet bardzo. Ale to jest przefajne! Tylko trochę mnie boli twarz od wiecznego banana na Twój widok.

Czym się człowiek zajmował przez ferie? Bawił się w okolicach językoznawstwa i tematu pracy licencjackiej. Oto skutki:

piątek, 23 grudnia 2011

Dość już tego milczenia!

Jestem Kaktokotem.


Interpretację zostawię Wam, ale wydaje mi się, że jest nadzwyczaj oczywista.

Nie warto. :)
Nie warto pod każdym względem.
Żyjąc na świecie 21 lat mogę powiedzieć, że poznałam niewiele odważnych osób. Jedną z nich jest moja przyjaciółka (jakkolwiek to banalnie brzmi, ale to prawda!). Między innymi dlatego, że nigdy nie bała się powiedzieć mi prawdy. I za to chcę Jej podziękować: za podnoszenie na duchu, sprowadzanie na ziemię, motywowanie do snucia planów i posiadania marzeń, a przede wszystkim - za bycie przy mnie od ponad dziesięciu lat. Oliszkaaaaa! <3

Życzę Wam na te święta, abyście spędzili je w gronie osób, które kochacie i które Was kochają.
Dla mnie tegoroczne Boże Narodzenie będzie wyjątkowe. Mam nadzieję, że dla Was też.

niedziela, 4 grudnia 2011



Z ostatnią dedykacją.
Tylko tyle możemy dla Ciebie zrobić.

"No one's truely dead until they're forgotten."

czwartek, 1 grudnia 2011

Kawa.

Czarna Kawa, z fusami, w dużym kubku. Pyszna Kawa, z pianką, która zostaje na łyżeczce. Kawa, która pachnie w całej kuchni i której zapachu nie mam nigdy dosyć. Jedna, druga, trzecia... Kawa. Kawusia. Kawonek. Kawusienieczka. Kawuniątko. (uuu, chyba się ktoś wplątał w małą Kawobsesję!)

Sytuacja rodem z Kaimogrodu. Wieczorne wiadomości, wzmianka o chorobie George'a Michael'a.

K - ja
B - mój brat
S - Spiker w TV

S: George Michael, twórca takich hitów jak "Wake Me Up Before You Go Go"...
B: Co?! ON?!
K: Tak, i jeszcze...
S: ...i nieśmiertelnego "Last Christmas"...
B: Co?! TO TEŻ?!
K: No. I jest gejem.
B: NIE.
S: ...w szpitalu czuwa rodzina i jego nowy partner.
B: NIE. LOL

Na froncie nic nowego. Piszę pracę licencjacką (mam już... nie, nie powiem), czytam Kinga i piję Kawę... (Czy wspominałam już, jak bardzo kocham Kawę? )... i robię listę koncertów, które będą w przyszłym roku. Jak na razie na dwa mnie nie stać (tak, RHCP i Sting, robią sobie jaja, 220zł za najtańszy bilet?!), a ceny trzeciego - Guns'n'Roses, jeszcze nie podali. Wiem, wiem, co to za G'n'R bez Slasha. Ale gdy wybierałam się na koncert Deep Purple zazdrośni ludzie mówili: "Co to za Deep Purple bez Lorda i Blackmore'a?!", a ja Wam mówię: BYŁ CZAD. Jeśli nie przez to, żeby zobaczyć Axl'a Rose'a na żywo, to przynajmniej, żeby wczuć się w klimat! Lepszy Axl w garści niż Slash na dachu. Juicy.

Wyciągnięte z mojej skrzynki odbiorczej, w wolnym tłumaczeniu z języka angielskiego:
Wiesz, ze znajomością łaciny jest tak, jak z elfickim. Z tym, że jak powiesz coś po elficku, wywołasz tym zachwyt rozmówcy, a po łacinie - jedynie litość i współczucie ("O biedaku musisz się uczyć martwego języka, pisać z niego kolokwia i pewnie jeszcze egzamin do tego, jak mi przykro!"). Ja tam wolę elficki. A Ty się ucz szwedzkiego, bo Ci się przyda."

Wiedzieliście, że "Jerk" ze szwedzkiego to po prostu jeden z wariantów imienia "Erik"? Bądź Szwedem, miej na imię Jerk i jedź do Wielkiej Brytanii! (pójdę za to do piekła, gdzie będą sami Jerki i będę pękać ze śmiechu przez całą wieczność, przecież to nie jest w ogóle śmieszne - BUAHAHAHAHAHA! Bigus Dickus też nie - BUAHAHAHAHAHAHA x2) Albo nazywaj się Knut i przyjedź do Polski... 


+ z cyklu Kaim czyta Stephena Kinga (cytat pochodzi z książki "Sklepik z marzeniami"):
"Mężczyźni (i kobiety) potrafią przecież doskonale ranić językami, a Danforth umiał używać języka bardzo skutecznie. Jego ostrze pozostawiło na jej skórze tysiące małych ranek - i to wyłącznie w ciągu ostatniego roku."

niedziela, 27 listopada 2011

"I need some time"

Zrobiłam listę rzeczy do zrobienia. Do końca roku. Liczba podpunktów: 17. Liczba podpunktów wyróżnionych na czerwono: 7. Liczba podpunktów wyróżnionych na czerwono i napisanych drukowanymi literami: 2. Tak jest!
Dam radę, bo jestem duża, samodzielna, fajna i w ogóle.
Byłabym jeszcze fajniejsza, gdyby nie moje kombo: zapalenie zatok i oskrzeli, które wyłącza mnie z życia na kolejny tydzień. Najbardziej pasjonującą czynnością, jakiej oddaję się od zeszłego tygodnia, jest spanie. Na inne rzeczy jakoś nie mam ochoty.
Ktoś chętny, żeby napisać za mnie pierwszy rozdział licencjata? Deadline jest w środę, zapewniam bibliografię, a w nagrodę ktoś dostanie dobry uczynek, który pomoże mu w dostaniu się do Nieba (+ opychanie się ptasim mleczkiem, all inclusive).

No dobra, skłamałam. Oprócz spania robię jeszcze jedno: mianowicie ćwiczę silną wolę. Idzie mi rewelacyjnie, powstrzymuję się od wczoraj. A tak na marginesie: geez, ale bym się napiła piwska! Kij z tym, że od piwa rośnie brzuch. Rosną też cycki!

Zaczęłam już przygotowania do przeprowadzki, spakowałam parę rzeczy. Gdybym czekała z wszystkim do ostatniej minuty, straciłabym pewnie połowę moich rupieci, a tego nie chcemy, prawda?

It's always darkest before the dawn.

Parę dni temu moje Chlebki skończyły 9 miesięcy! Urosły, skubane. Dzisiejsza próba przetransportowania Kropki i Karmela za jednym razem skończyła się tym, że oba się przelały przez moje ręce. Ja chcę je z powrotem takie maleńkie! (I wygodne w noszeniu: Kropka + Karmel = 8,5 kg)
Jestem taka dostojna, oh yeah.
Karmel, zombie cat
Koci żółwik.

    PS. Chciałam również podziękować za prawie 600 odsłon mojego bloga! Przeglądały mnie osoby z Polski, Rosji, Niemiec, Hiszpanii, Wielkiej Brytanii, Stanów Zjednoczonych, Norwegii, Szwecji, Australii, Włoch i Bułgarii. Woooooooooooooooah!
    Dzięki! Thank you! Danke! Spasiba! Gracias! Grazie!Takk! Tack!

    środa, 23 listopada 2011

    Stoją dwie blondynki...

    ...przy windzie i jedna mówi:
    - Zawołaj windę!
    Blondynka woła:
    - Winda, winda!!!
    Druga blondynka mówi:
    - Nie tak, przez guzik!
    Blondynka łapie swój guzik od bluzki i mówi:
    - Winda, winda!!!

    (czyli kawał o blondynkach ze specjalną dedykacją dla pewnego Gałka, która razem z Oliszją sprawia, że zapominam, dlaczego nie chce mi się rano wstać z łóżka)

    Byłam wczoraj u lekarza, pani doktor stwierdziła: "Srogo! Zapalenie oskrzeli! Charczysz jak stara lodówka!", po czym przepisała mi antybiotyki i zwolnienie. Od wczoraj do dziś. Chyba sobie robi kpiny.
    Niestety moje oskrzela nie chcą dać o sobie zapomnieć, tak więc mimo siedzenia w domu i ambitnego planu napisania (przynajmniej rozpoczęcia) pierwszego rozdziału pracy licencjackiej siedzę w kuchni, pod szlafrokiem i kołdrą,  i kiedy czuję, że zaraz się uduszę - wystarczy, że włożę głowę do lodówki. Naprawdę pomaga, potwierdzone farmakologicznie.

    Ale jutro siądę i napiszę. Obiecuję. Nawet wyślę. No dobra, nie oszukujmy się. Nie siądę, nie napiszę i nie wyślę. Będę SPAAAĆ, a Wy będziecie się uczyć/pracować! Ha ha ha! Nie zmienia to faktu, że czuję się mega przybita. Ale jak to G. stwierdził: "Spokojnie, koniec myślenia o nim, skup się TYLKO na sobie, teraz Ty jesteś najważniejsza" - TAAAAAK! W końcu każdy medal ma dwie strony.

    niedziela, 20 listopada 2011

    Eghehu... kłaczek

    Nadszedł ciężki czas dla Kaima spod znaku Skorpiona.
    Oczywiście nie muszę mówić, że Skorpiony są ultra fajne i to nie podlega dyskusji, bo to wie każdy. I każda. I każde?
    Zastanawiającym jest fakt, że z każdym moim katarem czuję się coraz głupsza. Prawdopodobnie potwierdza się teoria wysnuta przy kuflu piwa, że "katar to tak naprawdę mózg, który się rozpuszcza, a przecież musi którąś stroną wylecieć, toż to logiczne!". Wniosek z tego taki, że za jakiś 5 lat w mojej czaszce nie zostanie już nic poza jakimiś organicznymi chrząstkami. Myśląc przyszłościowo postanawiam zapisać swój niewielki dobytek w testamencie i podzielić go między następujące osoby:
    Oliszja 100%
    W razie problemów ze zrozumieniem odsyłam do TwojaStaraMaPółPiętyATwojaNieMaPleców.

    Uczyniłam również znaczny postęp w pisaniu mojego licencjata. Utworzyłam nowy dokument tekstowy, nadałam mu imię "Licencjat" i rozszerzenie .docx (a podobno jak się czemuś nada imię to znaczy, że się zaczyna przywiązywać do tego czegoś), a następnie zapisałam go w folderze "Licencjat" gdzieś w otchłani mojego twardego dysku. Jutro trzeba będzie sformatować marginesy - wiadomo, trzeba sobie pracę dozować, żeby się nie zniechęcić.

    Zdumiewającym wydawać może się również to, iż wcale nie czuję się jak żelek Akuku. Wręcz przeciwnie, jestem trochę pusta w środku, ale podobno do wszystkiego można się przyzwyczaić. Trzeba chyba być niesamowicie niesamowitym, żeby przyzwyczaić się do nowego statusu na fejsie, którego nie zmieniało się prawie dwa lata. Szaleństwo! S z a l e ń s t w o ! ! !

    Poza tym robię wszystko, żeby nie stetryczeć w wieku dwudziestu jeden lat. I jest to jedyne zajęcie, jakiemu się ostatnio tak namiętnie oddaję! Nie mówię tu o byciu mną, bo to samo w sobie jest wystarczająco trudne i wyczerpujące.

    "Powinnaś mieć Ironia na drugie imię." - powiedział X, i były to najbardziej szczerze słowa wypowiedziane z ust mężczyzny w przeciągu jakichś 5 lat. Jak najbardziej prawdziwe. Wcale nie jestem miła! Blee!